Już mi lepiej,lżej gdzieś tam w środku...Cieszę się,że wokół tak wiosennie,ciepło.Powietrze ma zapach mandarynek.Zakochani wreszcie wyszli"z ukrycia".Uwielbiam patrzeć na te roześmiane twarze,na tę nieopisaną radość.Brakowało mi światła,tego wiosennego SŁońca.Wam chyba także,prawda?Teraz chcę się nim w końcu nacieszyć.Chcę spacer do lasu,do parku też chcę.I jeszcze...jeszcze chcę piknik na łące,schłodzonego szampana i kosz świezych owoców.
Póki co...siedzę sobie,słucham nowej piosenki M.Carey "It's like that...".Myślę sobie,że jej słowa idealnie pasują do tego jak chciałabym się poczuć...Optymistycznie,krótko i na temat...Niestety to nie takie proste -pozbyć się smutków ,zwalczyć stres i żyć zupełnie "na luzie".
Jutro jadę do babci do Świdnicy Śląskiej.Tradycyjnie zresztą.Lubię tam być,spędzać święta rodzinnie,jak należy.Szkoda tylko,że bez B...Smutno mi będzie bez Niego.Zakochana jestem bez pamięci i każdy taki wyjazd to prawdziwe wyzwanie.Ale...miłość to ciagłe wyzwania,rozstania i powroty.
Wesołych Świąt,mokrego Dyngusa i wiele ,wiele uśmiechu!!!:*