Ostatnie kilka tygodni mogę uznać za najgorszy czas w tym trwającym juz jakiś czas roku.Nie wyrabiałam.I nie nadążam.Mam tyle rzeczy do zrobienia.Do załatwienia,zaliczenia,że po prostu brak mi na to wszystko czasu.Nie ma chwili wytchnienia i całkowitego wyluzowania.Jest stres,nerwy,złość.Złość na wszystkich dookoła choć wiem,ze nikt nie jest winny.Tak musi byc.To minie.Inni amją jeszcze gorzej...Wiem.Ale mimo wszystko jest mi cholernie niedobrze budzac się codziennie o 6.45...Mam wtedy swiadomość,że znow czeka mnie życie w ciągłym biegu,pospiechu,stresie.To jest dołujące.To momentami mnie przygniata.Wtedy czuje się tak bardzo bezsilna,zniechęcona.Mam dość stresujących sytuacji.Tego pospiechu.Nie daje rady.Chociaz chce i naprawde sie staram.I jak juz zapowiada sie na jakąs poprawe to coś musi się zepsuć.Tak po prostu-czar pryska.Pojawia sie problem.Kolejny problem,z którym juz nie mam siły walczyc.Chciałabym w takich chwilach przenieść się do miejsca,gdzie takie zycie nie istnieje.Gdzie zawsze świeci słońce i gdzie ludzie zyją beztrosko.Chciałabym być w krainie,gdzie szkoła wykluczałaby stres,a ludzie byliby życzliwi i radośni.Niestety taka kraina istnieje tylko w mojej wyobraźni...
Ps.Przepraszam,że mam tak duże zaległosci na waszych blogach,ale musicie zrozumieć,że naprawdę brak mi czasu.Buziaki.